Wojna polsko-niemiecka pod flagą szwedzko-polską

Day 560, 06:08 Published in Poland Poland by ValGaav_the_great

Wojna przyniosła wiele nowości, ale chyba najbardziej interesującą z nich jest postawa Polaków w obliczu zwycięstwa. Pojawiły się już pierwsze próby refleksji nad stanem naszej świadomości narodowej, komentarze zgoła socjologiczne, mierzące się z naszą postawą wobec Niemiec. Czas na spojrzenie zbiorcze.

Skad ta agresja? Skad kompleksy?
Jak przeciętny Polak postrzega Niemców i Rosjan – głównie przez pryzmat doświadczeń drugowojennych; doświadczeń nie swoich, a zapożyczonych od przodków. Teoretycznie nie doświadczyliśmy tego konfliktu, nie rzutował on bezpośrednio na nasze życie (w sensie, że ludzie, to już prawie 65 lat, halo), ale mentalnie niewątpliwie jesteśmy ofiarami II WW. Dziedziczymy pamięć o klęskach, przenosimy ją z pokolenia na pokolenie, celebrujemy poczucie gwałtu na narodzie i nienawiść do ludzi, którzy umarli wiele lat temu (cedujemy ją na ich potomków). Nieludzcy SS-mani i bestialscy czerwonoarmiejcy stale bytują w naszej podświadomości i kojarzą nam się z hordami tolkienowskich orków, bron Mzimu ludzi. Nie nabieramy (en masse, jako naród) dystansu do tych wydarzeń, nie zwracamy uwagi na historyczne, społeczne, gospodarcze uwarunkowania przeszłości. Wiemy jedno: sukinsyny nas pobiły i nigdy tego nie zapomnimy. My jesteśmy ci słabi, pokrzywdzeni, ale dzielni i jeszcze Polska nie zginęła, nie będzie Niemiec pluł nam w twarz.
Zgodnie z pierwotnym, plemiennym mechanizmem konstytuujemy własną tożsamość poprzez określanie się względem obcych. Odkąd ludzie poczęli żyć w grupach musieli walczyć ze sobą o ograniczone zasoby pożywienia, miejsca noclegowe i kobiety. Mimo późniejszego rozwoju cywilizacji mechanizm ten zawsze stanowił podstawę konfliktów międzyludzkich: trzymać się „swoich”, bić „obcych”; przy czym zauważmy: „swojość” jest cechą przygodną – bo dzielnica, bo miasto, bo kraj. To w XIX w. uformowały się narody (z mieszkańców królestw, z ludzi jednego języka, itd.), wtedy też nastąpiła intensyfikacja napięć między poszczególnymi ludami. Samookreślenia dokonywano na wiele sposobów – poprzez wspólnotę językową, kulturową, wspólną przeszłość historyczną, symbole państwowe, wspólne państwo. Polacy, jak wiadomo, własnego państwa wówczas nie posiadali, stąd w USA czy Francji obowiązuje obecnie prawo ziemi (Usańczykiem, Francuzem jest mieszkaniec, obywatel tego kraju), a w Polsce prawo krwi (polskość dziedziczy się po rodzicach). Nie tylko Polska nie posiadała w XIX w. własnej państwowości, imperia europejskie dążyły wtedy do unifikacji obywateli (patrz kulturkampf) i stworzenia z nich jednego narodu (dialektyka, duch narodu, Hegel itd.), co powodowało opór grup ludności nie identyfikujących się np. z niemieckością. Narody takie, w tym Polacy, szukały więc swojej tożsamości w opozycji do Niemców. Brak państwa wymuszał w tym pewien rodzaj radykalizmu, powodował traumę, prowadził do szowinizmu, także kompleksów i przesadnej dumy narodowej, nacjonalizmu. Trochę to nadal pobrzmiewa w naszym kibicowaniu Polakom w każdej możliwej dziedzinie sportu.
Wracamy więc do mechanizmu wykluczenia obcych. Raz, że są zagrożeniem poprzez swój potencjał, dwa, że chcą nas anektować jako masę ludzką, zabijając przy tym naszą kulturę („naszość”). W wypadku konfliktu musi takie nastawienie prowadzić do niechęci, często do okrucieństwa. Od dawna wiadomo, że wilkołaki, trolle, diabły innowiercy czy inne „obce rasy” (patrz mitologia) to określenia obcych ludów, które stanowiły zagrożenie tak duże, że nie utożsamiało się ich z istotami równymi sobie, zezwierzęcało się ich (zwierzę łatwiej zabić, niż „swojego”).

Moralnosc chlopca do bicia
Innym znanym mechanizmem społecznym jest usprawiedliwianie „swoich”, gdy czynią coś okrutnego (vide Guantanamo). Brakuje w naszej narodowej świadomości okrucieństw własnego narodu. Polacy usprawiedliwiają siebie, jak tylko mogą. Nie uczy się o bestialstwach lisowczyków, co najwyżej wspomni się o nich na marginesie, skupiając się raczej na tym, jacy to byli brawurowi, mobilni i sprawni w morderczym fachu. No i że pomogli pod Wiedniem, bohaterowie. A że cały Śląsk nienawidził później Polaków, że chyba nie uchroniła się tam przed gwałtem żadna kobieta? A jak zajęliśmy część Czechosłowacji do spółki z Hitlerem (wiadomo, dla ochrony)? Los Ukrainy pod polskimi zaborami?
Brakuje nam świadomości, że my też byliśmy agresorem. Że wcale nie jesteśmy chłopcem do bicia. Ale przez ostatnie dekady zaszczepiono w nas poczucie krzywdy. Nie potrafimy już uciec od narodowej martyrologii, jesteśmy infantylni, a gdy kogoś pokonamy pozwalamy sobie na to za co nienawidziliśmy innych – bo nam wolno, należy się – za historię, za traumę.

Crc aka Fartman (brzmi to nieco jakbym oszołomowsko demaskował utajnionego żyda; admini, odbanujcie Crc!) opublikował artykuł o nauce języka polskiego. Skąd pomysł – być może pożyczony od Rumunów. Jednak różnica między nami, a Rumunami polega na tym, że to my jesteśmy agresorem, który napadł na słabsze państwo (ponieważ się opłacało, o czym niżej). My tu nie walczymy z zaborem, panowie i panie. My tu się pastwimy nad pokonanym, słabszym przeciwnikiem, którego potłukliśmy do spółki z ziomami. Ktoś zaraz zakrzyknie, że to nieparalelne, oni nam II Wojnę Światową, a my tylko artykuły. Takiemu komuś mam do powiedzenia wyłącznie: idź i wychędoż się sam. Z wariatami rozmawiał nie będę. Przyznam, że artykuł Crc był zabawny (zwłaszcza „kocham Polskę”). Ale postawmy się na pozycji Niemców. Napada na nas Rosja, ma wielu sojuszników, nasi się od nas odwracają, a zwycięzcy Rosjanie poniżają nas jak tylko mogą. To oczywiście naturalny mechanizm włączający się wszystkim zwycięzcom na każdej wojnie: zapłodnić kobiety, zabić konkurentów. Zbyt to pierwotne żeby nie czuć pokusy. Konflikt przeniesiony w grę ogranicza się do agresji słownej, ale jest to agresja nie mniej obrzydliwa.
Pojawiają się co prawda głosy rozsądku, ale niektóre z nich są niesamowite. Powinniśmy szanować wrogów nawet jeśli są to Niemcy. Nawet. Dojcze, macie farta. Nawet was uznajemy za ludzi.

O co mi tak wlasciwie chodzi
Że prowokuję? No pewnie, wydałem dwa golda mam prawo walnąć nawet takiego tl;dr. Ktoś wspomniał, że wg jakiegoś słownika mowy miejskiej „bić Niemca po kasku” znaczy tyle, co „trzepać kapucyna”. Niby miał to być żart, ale przecież nie jest. Przy zajmowaniu Brandenburgii i Bawarii całe odliczanie (do dojścia), wszystkie te okrzyki, irc, to była zbiorcza, mentalna masturbacja. Jak na meczu piłkarskim. Ja sam czułem się jak w sylwestra, gdy zegar dwukrotnie odliczył do „godziny zerowej” czas trwania bitew. Ale gdzie nasza klasa, gdzie kultura osobista? Skąd ta gówniarzeria i naśmiewanie się z Niemców?

Czy wojna z Niemcami sie oplacila?
Od początku postulowałem w komentarzach i głosowałem w ankietach za jej rozpoczęciem. Zgodnie z moimi (jak i innych) przewidywaniami wojna wspomogła nas gospodarczo. Społecznie również, ponieważ skonsolidowała społeczeństwo, doprowadziła do wzrostu ludności kraju i, co bardzo ważne, dała możliwość zacieśnienia więzów ze „swoimi”. Z przyjaciółmi i sojusznikami z Jedynie Prawdziwego Atlantis. Mam nadzieję, że w dalszej perspektywie wojna doprowadzi również do refleksji nad własnymi przekonaniami i uczuciami. Że dokonamy redefinicji poczucia wartości płynącego z bycia Polakiem. Jest to nam bardzo potrzebne.
A czy wojna była uzasadniona czy nie była. Czy to się godzi uderzać we dwóch na słabszego itd. to już jest nieistotne. Odrzućmy infantylność i masochistyczną skłonność do poświęceń na ołtarzu wyższej sprawy. To był po prostu biznes. Sorry, Germans, it was just a business. For many of us it was personal too, but firstable it was a business.